Kiedyś bezgranicznie przywiązałem się do fotografii, byliśmy ze sobą tak długo…
Fascynując się nagą kobietą, przez lata zmajstrowaliśmy światłem sporo szkiców. Razem napędzaliśmy się entuzjazmem i w podskokach podchodziliśmy do nowych projektów. Tak bardzo. Tak bardzo, aż nie wiedziałem, jak jej to delikatnie powiedzieć, że stała mi się zbyt banalna, zbyt przewidywalna, po prostu zbyt łatwa.
Zamknąłem za sobą drzwi bez orzekania o winie, bez podziału majątku. Bez focha, bez urazy każde poszło w swoją stronę. Obiecałem, że będę się zajmował naszymi szkicami. Martwiłem się, jak sobie bez niej poradzę. Co będzie, jak nasze szkice dojrzeją i zaczną się zamieniać w obrazy.
Dzisiaj ze szkiców z tego związku maluję obrazy. Zostaliśmy przyjaciółmi. Od nowa ją poznaję. Czasem przyznaję się do tego, jak mało o niej wiedziałem. Gdy fotografuję reprodukcje obrazów, jest mi wstyd, kiedy przypominam sobie, jak wtedy o niej myślałem: „jesteś taka łatwa”.